Relacje
21.11.2014 - Tak witali Gości ceremonii otwarcia 8. Sputnika rosyjscy kosmonauci z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej!
Mały Sputnik
"Fantastyczna animacja", stworzona przez naszych najmłodszych widzów na warsztatach ze Sztukarnią.
Relacje Stopklatki
Relacja z otwarcia 8. Festiwalu „Sputnik nad Polską” 20. listopada w Iluzjonie.
„Przede wszystkim zawsze jestem widzem, dopiero potem scenarzystą, reżyserem czy jurorem. Oczekuję więc tego, czego oczekuje Maciej Pieprzyca – widz, czyli ciekawych historii, które mnie wzruszą, rozbawią, w jakiś sposób emocjonalnie na mnie zadziałają. Tego szukam w kinie, tego też będę szukać wśród rosyjskich filmów, które będę oglądał na Festiwalu Sputnik.” – w wywiadzie dla Stopklatki mówił Przewodniczący Jury 8. Sputnika.
Reżyser „Klasy specjalnej” Iwan I. Twierdowskij osobiście przedstawił w Kinotece swój fabularny debiut. Twórca zdradził, że początkowo film miał być paradokumentem, dla którego planowali wybudować specjalny pawilon i zaangażować w projekt osoby niepełnosprawne. W trakcie pracy na planie pojawili się jednak aktorzy i stopniowo projekt zaczął podążać w stronę fabuły. W rezultacie zatrudniono aktorów z Centrum Gogola, którego Dyrektorem artystycznym jest Kiriłł Sieriebriennnikow. Było to bardzo ważne dla Twierdowskiego, gdyż zależało mu na tym, aby ekipa znała się na co dzień, dzięki czemu nie trzeba było budować relacji od samego początku. Reżyser przyznał, że faktycznie istnieją w Rosji szkoły, w których osoby niepełnosprawne są całkowicie izolowane, pozostawione bez pomocy psychologicznej, a nawet podjazdów dla wózków inwalidzkich. A oto wywiad dla portalu Stopklatka.pl:
Z widzami Sputnika spotkała się m.in. reżyserka filmu „9 dni i jeden poranek” Wiera Storożewa. Autorka zdradziła, że początkowo film został zatytułowany „Szczęśliwe dzieciństwo”, jednak podczas pracy nad kompozycją okazało się, że ilość dni pobytu bohaterki w rodzinnym mieście to dziewięć. W tradycji chrześcijaństwa 9 dni właśnie trwa wędrówka duszy zanim zupełnie opuści ciało. „To 9 dni swojego rodzaju przemyśleń, męczarni, odkryć dotyczących swojego życia” – mówiła Wiera Storożewa.
Duże zainteresowanie wzbudził tytuł konkursowy „Jak mam na imię” Niginy Sajfułłajewej. Po pokazie z publicznością rozmawiała odtwórczyni jednej z głównych ról – Sasza Borticz. Był to aktorski debiut Saszy, podobnie jak pierwsze kroki Sajfułłajewej na dużym ekranie. „Reżyserka, tak jak i my, całkowicie przepuściła wszystko przez siebie. Na planie zdjęciowym mieliśmy wspaniały kontakt z całą grupą zdjęciową. Począwszy od reżysera, a skończywszy na operatorach, dźwiękowcach – wszyscy byliśmy jedną dużą rodziną. Wydaje mi się, że ma to związek z tym, że był to pierwszy długi metraż Niginy. Nie pracowała z nami według jakichś określonych metod. Robiła wszystko tak, jak myślała i czuła, my także tak pracowaliśmy i dzięki temu panowała ciepła atmosfera” – o pracy na planie opowiedziała Stopklatce Sasza.
„Na Oscara trzeba swój film lansować. Później przeżywać, myśleć o dyskusjach, szansach. To przypomina wyścigi konne. Nie lubię tego, to po pierwsze. Po drugie, Hollywood zmienił się do takiego stopnia, że mój stosunek do niego też się zmienił. Oprócz tego dziwnie byłoby dostać Oscara za ten film, Oscara, który wywodzi się z Hollywood. Coś tu się nie zgadza” w wywiadzie dla Stopklatki mówił Andriej Konczałowski.
„Oprócz Saszy i Leny bohaterką w filmie została też koparka. Jest bardzo podobna do godzilli, do smoka. Może nie od razu w tamtej chwili zrozumiałam, jak ją nazwać, ale wiedziałam, że będzie to osobny bohater. Sasza i Lena nijak nie mogli stąd wyjechać, nie mieli dokąd pójść, ponieważ siostra bohatera podstępem przyprowadziła go pijanego do notariusza, podpisał jakieś dokumenty. Nikt już niczego nie był mu winien. Lena to jego partnerka życiowa z Mołdawii, której też nikt niczego nie był winien. Ten smok nieubłagalnie się zbliżał, już zburzył sąsiedni dom i był gotów zacząć pracę w ich. To były tylko trzy dni. Historia w filmie rozwija się w czasie rzeczywistym. Przez te trzy dni zastanawiamy się, co z nimi będzie” – w wywiadzie dla Stopklatki opowiadała reżyserka Jelena Demidowa.
Reżyser „Filmu o Aleksiejewie” Michaił Segał spotkał się z ogromnym entuzjazmem i uznaniem warszawskich widzów i dziennikarzy. Projekcja, a także koncert w duecie z autorem muzyki do jego filmów - Filipem Wejsem – zgromadziły rzeszę fanów twórczości Segała.
„Obecnie w Rosji pojawiła się fala filmów biograficznych o znanych osobach. Pewnie niedługo nie będzie już ani jednego sportowca czy przedstawiciela innej dziedziny, o którym nie nakręciliby filmu. „Film o Aleksiejewie” opowiada o wymyślonym bohaterze, ale wielu widzów po obejrzeniu go mówi: dobrze, że nakręcili film o Aleksiejewie, my jakoś o nim zapomnieliśmy, a młodzież powinna przecież pamiętać. To bardzo śmieszne, że tego wymyślonego bohatera postrzega się jak istniejącego naprawdę” – opowiadał na spotkaniu z widzami Michaił Segał.
Reżyser filmu „Biały mech” – Władimir Tumajew - opowiadał publiczności o pracy w ciężkich warunkach tundry na Dalekiej Północy.
„Tajga zachwyciła mnie swoją surowością. Chciałem się przekonać, jak w takich warunkach może żyć człowiek. Oni przecież tam mieszkają od zawsze. Pojechałem tam pełen zapału, wszyscy, którzy ze mną pracowali, mieli takie same odczucia. To było coś nieznanego. To, czego doświadczyliśmy, wzbudziło w nas wielką chęć pokazać to w adekwatny sposób na ekranie. W takich warunkach nigdy nie kręcono filmu fabularnego, to pierwsze takie doświadczenie. Są filmy dokumentalne, ale to pierwszy taki film fabularny. Fakt, że była to pionierska akcja, dopingował nas i dodawał sił” – opowiadał Tumajew.
„O czym jest film? To pewnie najdziwniejsze i najbardziej nielubiane przez reżyserów pytanie. Film jest o tym, co z niego zrozumieliście. Przecież film nie tworzy się w sali kinowej, nie na ekranie, a gdzieś pomiędzy. Na opuszkach palców, przed naszymi oczami. Zatem, o czym jest film? Każdy sam zdecyduje. Są w nim łatwo zrozumiałe sprawy i okoliczności: tata, chora mama i spotkanie z ojcem. Są też jakieś ukryte i głębokie sprawy, które każdy sam osądzi. Powstała w jakimś sensie uniwersalna historia, zawierająca w sobie bardzo proste ludzkie sprawy i uczucia znane każdemu z nas. Dlatego wydaje mi się, że będzie zrozumiały na dowolnym kontynencie. To, jak zostanie odebrany, ma duże znaczenie dla jego twórców” – w wywiadzie dla Stopklatki mówił reżyser Arsenij Gonczukow.
„Przede wszystkim zawsze jestem widzem, dopiero potem scenarzystą, reżyserem czy jurorem. Oczekuję więc tego, czego oczekuje Maciej Pieprzyca – widz, czyli ciekawych historii, które mnie wzruszą, rozbawią, w jakiś sposób emocjonalnie na mnie zadziałają. Tego szukam w kinie, tego też będę szukać wśród rosyjskich filmów, które będę oglądał na Festiwalu Sputnik.” – w wywiadzie dla Stopklatki mówił Przewodniczący Jury 8. Sputnika.
Reżyser „Klasy specjalnej” Iwan I. Twierdowskij osobiście przedstawił w Kinotece swój fabularny debiut. Twórca zdradził, że początkowo film miał być paradokumentem, dla którego planowali wybudować specjalny pawilon i zaangażować w projekt osoby niepełnosprawne. W trakcie pracy na planie pojawili się jednak aktorzy i stopniowo projekt zaczął podążać w stronę fabuły. W rezultacie zatrudniono aktorów z Centrum Gogola, którego Dyrektorem artystycznym jest Kiriłł Sieriebriennnikow. Było to bardzo ważne dla Twierdowskiego, gdyż zależało mu na tym, aby ekipa znała się na co dzień, dzięki czemu nie trzeba było budować relacji od samego początku. Reżyser przyznał, że faktycznie istnieją w Rosji szkoły, w których osoby niepełnosprawne są całkowicie izolowane, pozostawione bez pomocy psychologicznej, a nawet podjazdów dla wózków inwalidzkich. A oto wywiad dla portalu Stopklatka.pl:
Z widzami Sputnika spotkała się m.in. reżyserka filmu „9 dni i jeden poranek” Wiera Storożewa. Autorka zdradziła, że początkowo film został zatytułowany „Szczęśliwe dzieciństwo”, jednak podczas pracy nad kompozycją okazało się, że ilość dni pobytu bohaterki w rodzinnym mieście to dziewięć. W tradycji chrześcijaństwa 9 dni właśnie trwa wędrówka duszy zanim zupełnie opuści ciało. „To 9 dni swojego rodzaju przemyśleń, męczarni, odkryć dotyczących swojego życia” – mówiła Wiera Storożewa.
Duże zainteresowanie wzbudził tytuł konkursowy „Jak mam na imię” Niginy Sajfułłajewej. Po pokazie z publicznością rozmawiała odtwórczyni jednej z głównych ról – Sasza Borticz. Był to aktorski debiut Saszy, podobnie jak pierwsze kroki Sajfułłajewej na dużym ekranie. „Reżyserka, tak jak i my, całkowicie przepuściła wszystko przez siebie. Na planie zdjęciowym mieliśmy wspaniały kontakt z całą grupą zdjęciową. Począwszy od reżysera, a skończywszy na operatorach, dźwiękowcach – wszyscy byliśmy jedną dużą rodziną. Wydaje mi się, że ma to związek z tym, że był to pierwszy długi metraż Niginy. Nie pracowała z nami według jakichś określonych metod. Robiła wszystko tak, jak myślała i czuła, my także tak pracowaliśmy i dzięki temu panowała ciepła atmosfera” – o pracy na planie opowiedziała Stopklatce Sasza.
„Na Oscara trzeba swój film lansować. Później przeżywać, myśleć o dyskusjach, szansach. To przypomina wyścigi konne. Nie lubię tego, to po pierwsze. Po drugie, Hollywood zmienił się do takiego stopnia, że mój stosunek do niego też się zmienił. Oprócz tego dziwnie byłoby dostać Oscara za ten film, Oscara, który wywodzi się z Hollywood. Coś tu się nie zgadza” w wywiadzie dla Stopklatki mówił Andriej Konczałowski.
„Oprócz Saszy i Leny bohaterką w filmie została też koparka. Jest bardzo podobna do godzilli, do smoka. Może nie od razu w tamtej chwili zrozumiałam, jak ją nazwać, ale wiedziałam, że będzie to osobny bohater. Sasza i Lena nijak nie mogli stąd wyjechać, nie mieli dokąd pójść, ponieważ siostra bohatera podstępem przyprowadziła go pijanego do notariusza, podpisał jakieś dokumenty. Nikt już niczego nie był mu winien. Lena to jego partnerka życiowa z Mołdawii, której też nikt niczego nie był winien. Ten smok nieubłagalnie się zbliżał, już zburzył sąsiedni dom i był gotów zacząć pracę w ich. To były tylko trzy dni. Historia w filmie rozwija się w czasie rzeczywistym. Przez te trzy dni zastanawiamy się, co z nimi będzie” – w wywiadzie dla Stopklatki opowiadała reżyserka Jelena Demidowa.
Reżyser „Filmu o Aleksiejewie” Michaił Segał spotkał się z ogromnym entuzjazmem i uznaniem warszawskich widzów i dziennikarzy. Projekcja, a także koncert w duecie z autorem muzyki do jego filmów - Filipem Wejsem – zgromadziły rzeszę fanów twórczości Segała.
„Obecnie w Rosji pojawiła się fala filmów biograficznych o znanych osobach. Pewnie niedługo nie będzie już ani jednego sportowca czy przedstawiciela innej dziedziny, o którym nie nakręciliby filmu. „Film o Aleksiejewie” opowiada o wymyślonym bohaterze, ale wielu widzów po obejrzeniu go mówi: dobrze, że nakręcili film o Aleksiejewie, my jakoś o nim zapomnieliśmy, a młodzież powinna przecież pamiętać. To bardzo śmieszne, że tego wymyślonego bohatera postrzega się jak istniejącego naprawdę” – opowiadał na spotkaniu z widzami Michaił Segał.
Reżyser filmu „Biały mech” – Władimir Tumajew - opowiadał publiczności o pracy w ciężkich warunkach tundry na Dalekiej Północy.
„Tajga zachwyciła mnie swoją surowością. Chciałem się przekonać, jak w takich warunkach może żyć człowiek. Oni przecież tam mieszkają od zawsze. Pojechałem tam pełen zapału, wszyscy, którzy ze mną pracowali, mieli takie same odczucia. To było coś nieznanego. To, czego doświadczyliśmy, wzbudziło w nas wielką chęć pokazać to w adekwatny sposób na ekranie. W takich warunkach nigdy nie kręcono filmu fabularnego, to pierwsze takie doświadczenie. Są filmy dokumentalne, ale to pierwszy taki film fabularny. Fakt, że była to pionierska akcja, dopingował nas i dodawał sił” – opowiadał Tumajew.
„O czym jest film? To pewnie najdziwniejsze i najbardziej nielubiane przez reżyserów pytanie. Film jest o tym, co z niego zrozumieliście. Przecież film nie tworzy się w sali kinowej, nie na ekranie, a gdzieś pomiędzy. Na opuszkach palców, przed naszymi oczami. Zatem, o czym jest film? Każdy sam zdecyduje. Są w nim łatwo zrozumiałe sprawy i okoliczności: tata, chora mama i spotkanie z ojcem. Są też jakieś ukryte i głębokie sprawy, które każdy sam osądzi. Powstała w jakimś sensie uniwersalna historia, zawierająca w sobie bardzo proste ludzkie sprawy i uczucia znane każdemu z nas. Dlatego wydaje mi się, że będzie zrozumiały na dowolnym kontynencie. To, jak zostanie odebrany, ma duże znaczenie dla jego twórców” – w wywiadzie dla Stopklatki mówił reżyser Arsenij Gonczukow.