Filmy festiwalowe

LECĄ ŻURAWIE

Gatunek: dramat
Reżyseria: Michaiła Kałatozow
Scenariusz: Wiktor Rozow
Zdjęcia: Siergiej Urusiewskij
Muzyka: Moisiej Weinberg
Montaż
: Maria Timofiejewa
Kierownicy produkcji: Michaiła Kałatozow, Igor Wakar
Produkcja
: Mosfilm
Rok: 1957
Czas: 95 min

Nagrody:
1958
Zlota Palma, Wyróżnienie specjalne (Tatiana Samojłowa) na MFF w Cannes

Obsada
: Tatiana Samojłowa, Aleksiej Batałow, Wasilij Mierkuriew, Walentin Zubkow, Swietłana Charitonowa, Konstantin Nikitin  

„Lecą żurawie” jest dziś żywym klasykiem wojennego melodramatu, a zarazem punktem odniesienia dla najwybitniejszych współczesnych filmowców w Europie (do inspiracji nim przyznają się Luca Guadagnino czy Sam Mendes) i Hollywood (Todd Haynes czy Todd Field). Choć w historii zapisał się jako jeden z największych sukcesów kinematografii radzieckiej, który ZSRR przyniósł jedyną Złotą Palmę w Cannes w 1958r., w chwili premiery nie spodobał się ani ówczesnej władzy, ani nawet krytyce.  

Legenda mówi, że Nikita Chruszczow był obrazem oburzony, a główną bohaterkę, która nie czeka na powrót ukochanego z frontu, tylko wiąże się z jego bratem, miał nawet nazwać dziwką. Jeśli w nią uwierzyć, ostra reakcja może być dowodem na siłę oddziaływania dzieła Michaiła Kałatozowa, która nie zmniejszyła się mimo upływu lat. Perypetie rozdzielonych wielką wojną ojczyźnianą Borysa (Aleksiej Batałow) i Weroniki (Tatiana Samojłowa) sprawdzają się zarówno jako opowieść o bezwzględności losu, antywojenny manifest, jak i filozoficzna przypowieść o ludzkich reakcjach na strach i samotność. Jednak w chwili premiery recenzenci nie potrafili zrozumieć, jak skala mikro może przysłonić skalę makro - jak miłość do kobiety może być silniejszy od miłości do mateczki Rasiji.  

Sztuka Wiktora Rozowa „Wiecznie żywi” z 1943 r., która posłużyła za kanwę filmu, do tego stopnia rozjuszyła cenzurę, że jej druk wstrzymano. Opublikowano ją pierwszy raz dopiero w czasie odwilży w 1956r. Zafascynowany nią Kałatazow skontaktował się z autorem, którego poprosił o przerobienie utworu na scenariusz. Ten jednak nastarczał problemów, bo zbyt wiele spraw i emocji nazywał po imieniu. Ekipie zależało, żeby wydobyć z tekstu to, z czym dziś kojarzymy „Lecą żurawie” (roboczy tytuł brzmiał „For Your Life”): próbę pochylenia się nad człowieczymi słabościami, jak i deziluzyjne świadectwo tego, jak mało od woli jednostki zależy, nawet jeśli napędzają ją najczystsze uczucia. W transformacji pomógł operator Siergiej Urusewski, który dosłowność słowa zastąpił figuratywnym obrazem.  

Ten wybrzmiewa na ekranie z taką mocą przede wszystkim dzięki rewelacyjnym kreacjom Batałowa i Samojłowy. Ta druga, do tej pory praktycznie nieznana szerokiej publiczności, zastąpiła Elenę Dobronrawową, co stało się, gdy asystent reżysera pokazał Urusewskiemu film „Meksykanin”, w którym zagrała Samojłową. Operator polubił młodą dziewczynę i rekomendował ją do głównej roli, tłumacząc, że będzie o wiele bardziej pasowała do wizualnej koncepcji filmu. Niepokoił się jedynie tym, że za interesującą aktorką ciągnęła się zła sława. Jednak kiedy Kałatozow usłyszał, że wyrzucono ją ze szkoły Szczukinskiego za niesubordynację, brak dyscypliny i - jak to określono - charakter przyciężki dla komedii i zbyt lekki dla dramatu, przekonał się, że właśnie takiej kobiety szuka.  

Wpływ asystentów jest na tę produkcję zresztą znacznie większy. Dużą rolę odegrał też występujący w tej funkcji młody francuski podlotek, zakochany w sztuce kina. Francuz zjawił się w Mosfilmie z wycieczką (akurat kręcił w Moskwie swój dokument o ZSRR) i przez dwa dni asystował operatorowi w czasie pracy, zachwycając się jego oryginalnymi koncepcjami. Legenda mówi, że po powrocie do ojczyzny miał głosić chwałę Urusiewskiego, czym przyczynił się do zakwalifikowania „Lecą żurawie” do konkursu głównego festiwalu w Cannes. Egzaltowanym podlotkiem był Claude Lelouch, dziś uznawany za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli francuskiej nowej fali. I nie on jedyny dał się uwieść spojrzeniu Urusiewskiego na świat przedstawiony. Krytycy również pieli z zachwytu.  

A było się czym zachwycać. Urusewski potrafił wyłapywać zapierające dech w piersiach panoramy, zniewalające landszafty, ale i detale - tiki, gesty i spojrzenia - które innym umykały. Swobodnie przechodził od szczegółu do ogółu, eksperymentując z perspektywą subiektywną i obiektywną. Uwielbiał otaczać bohaterów kamerą, jakby w ten sposób symbolicznie dopełniał rysunek ich świata. Oczywiście w latach 50. nie było mowy o swobodzie ruchu - przyciężki sprzęt, prowadzony zazwyczaj na wózkach, uniemożliwiał zwinne poruszanie się po planie. Ale Urusiewski nie odpuszczał. Zacięty majsterkowicz na bieżąco tworzył wynalazki, które pozwoliły mu realizować skomplikowane koncepcje. Do legendy przeszły zwłaszcza okrągłe szyny, które umożliwiły mu nakręcenie kultowej dziś sceny śmierci Borysa. W recenzjach pisano, że operatorowi udało się uchwycić moment, w którym dusza opuszcza ciało człowieka.  

Mało kto jednak pamięta, że na planie niewiele brakowało, żeby dusza opuściła ciało Tatiany Samojłowej, która cierpiała katusze, gdy dopadła ją gruźlica. Jednak ani ambitna aktorka, ani opętany wizją ukończenia dzieła duet reżysera i operatora nie chcieli przerwać zdjęć, choć chora musiała co trzy godziny przyjmować zastrzyki. Nie ugięli się nawet kiedy Samojłowa zemdlała w czasie kręcenia sceny, w której Weroniki wpada do domu, gdzie zamordowano jej rodziców. Ale nie ona jedna się nie oszczędzała.  

Asystenci Urusiewskiego zapamiętali plan jako poligon wojskowy. Gdy kręcili scenę panicznego wbiegania Borysa po schodach, operator uparł się, że musi go sfilmować płynnym ruchem kamery. Zbudowano więc specjalny model trzypiętrowej klatki schodowej. Przez środek puszczono słup, do którego przymocowano kołyskę. W środku z kamerą siedział Urusiewski, którego asystenci wciągali z jednostajną prędkością na górę, co dawało efekt pozostawania na równi z aktorem, mimo zmiany wysokości. We wspomnieniach ekipy można znaleźć opisy asystentów operatora - rosłych dryblasów o wyjątkowej tężyźnie.  

Trudno się temu dziwić, skoro uparty Urusiewski nie odpuszczał nawet w scenach kręconych poza atelier. Asystenci przez całe dnie brodzili po kolana w błocie, gdy operator wymyślił, że najlepiej będzie mu nakręcić scenę walki, jeśli położy się na blasze, którą współpracownicy będą ciągnąć przez kałuże, muł, trawy i fałdy ziemi. Od niedoli asystentów odwrócił jednak uwagę wypadek Batałowa. Aktor miał pięścią walnąć w twarz żołnierza, który dogryzał mu na temat ukochanej. I tak się stało, tyle że upadający konkurent pociągnął za sobą Batałowa, który wylądował twarzą w krzaku, pełnym poodrywanych gałęzi. Gdy gnali na ostry dyżur, urodziwy aktor bał się, że wraz z żurawiami odleci też jego uroda, ale sprawny chirurg zadbał, by jego nieskazitelna twarz nie nosiła pamiątek po zdarzeniu.  

To nie koniec medycznych interwencji. Kiedy ekipa miała lecieć na Lazurowe Wybrzeże, żeby dumnie reprezentować ZSRR na festiwalu w Cannes, reżyser Kałatozow wylądował w szpitalu z zawałem serca. Na Riwierę polecili jedynie Samojłowa i Urusiewski, bo Batałowa nie wypuszczono z kraju (jego rodzinę uznano za mało wiarygodną, by wydać mu paszport). W środowisku filmowym wszyscy przeżywali ekspedycję, ale kraj na ten temat milczał. Radziecka prasa odnotowała jedynie wzmianką na łamach „Izwestii” sukces rodaków na najważniejszych święcie kina autorskiego.  

Wśród filmowców najwięcej emocji wzbudzała oczywiście kreacja Samojłowej na czerwonym dywanie. Koleżanki zachodziły w głowę, w co ubrać młodą piękność, skoro oferowane w sklepach materiały nadawały się głównie na ścierki. Kreacja powstała kolektywnie. Galina Wolczek użyczyła szyfonową sukienkę, Zinaida Kirijenko miała stopę w tym samym rozmiarze, więc wypożyczyła buty, zaś Model House przydzielił futrzany płaszcz i naszyjnik z diamentami. W ZSSR na widok Samojłowej padano z zachwytu, na Zachodzie kreacja uchodziła za skromną, za to zachwycano się urodą Rosjanki. Do jej admiratorów należał między innymi Pablo Picasso. Przylgnęło do niej określenie „radziecka Brigitte Bardot”. Pod jej wrażeniem było także jury canneńskiego konkursu, które przyznało jej specjalne wyróżnienie. W uzasadnieniu pisano m.in. o eteryczności młodej aktorki.  

Podobno od premiery w Cannes o Samojłową biły się zachodnie studia. Reżyserzy widzieli ją w ważnych rolach w swoich projektach, ale młoda gwiazda nie mogła skorzystać z oferowanych jej propozycji. Choć chciano ją pozyskać nawet do wystawnej hollywoodzkiej adaptacji „Anny Kareniny” Tołstoja radzieckie władze kategorycznie zabroniły jej negocjacji z amerykańskimi filmowcami. Tak jak jej bohaterce, na jej drodze do samorealizacji również stanęła wojna, tym razem jednak ta bezkrwawa. Co nie znaczy, że mniej tragiczna.  

***

Artur Zaborski

SEANSE
KADRY
kadry z filmu

sputnik

Dyrektor Festiwalu

Małgorzata Szlagowska-Skulska
malgorzata@ear.com.pl


BIURO

+48 22 523 41 18

Koordynator programowy

Roksana Pietruczanis
roksana@ear.com.pl

wisła