Aleksandr Zołotuchin to kolejny – obok Kantemira Bałagowa (twórcy docenionej przez widzów Sputnika przed dwoma laty „Bliskości”) – student Aleksandra Sokurowa, z którym zetknął się w czasie zajęć na Uniwersytecie Kabardyjsko-Bałkarskim w Nalczyku. I zarazem kolejny, który dzięki swemu mistrzowi zyskał możliwość debiutu reżyserskiego. Oglądając filmy uczniów autora „Cielca”, można odnieść wrażenie, że odciska on na ich wrażliwości artystycznej ogromne piętno. „Młokos” jest tego wyrazistym dowodem, pod wieloma względami przypomina bowiem wczesne dzieła Sokurowa. To dramatyczna historia nastoletniego Aleksieja, który pod wpływem patriotycznego uniesienia zgłasza się jako ochotnik do armii carskiej i podczas ofensywy Brusiłowa trafia na ziemie polskie. W pierwszej potyczce z wrogiem traci wzrok. Zostaje więc tak zwanym „słuchaczem”, którego zadaniem jest nasłuchiwanie odgłosów nadlatujących samolotów niemieckich bądź austriackich. Jest w tym ponura symbolika, że od zmysłu niedoświadczonego w boju ślepca zależy teraz los całego oddziału. Zołotuchin – zapewne z inspiracji Sokurowa – zastosował awangardową metodę narracji. Wystylizował swój film na dokument z epoki; zdjęcia przypominają archiwalne kroniki frontowe, które zostały pokolorowane (jak w fabularyzowanym „Powstaniu warszawskim” Jana Komasy). Nie brakuje również nawiązań do legendarnego „Idź i patrz”; nastoletni Aleksiej mógłby być ojcem Flory z filmu Elema Klimowa. Obu bohaterom los zgotował bowiem niewyobrażalne cierpienia, skupiając jak w soczewce wielkie tragedie dwudziestowiecznej Rosji.